Fanatyk – to mi się nigdy dobrze nie kojarzy, cokolwiek by nie wskazywało. Fan, to zupełnie inny wydźwięk, chociaż jak widać, właśnie od tego słowa pochodzi.
Ale tu nie o polszczyźnie.
Przeglądając portale informacyjne, coraz częściej publikowane są różne informacje dotyczące kultury rowerowej, ścieżek rowerowych, stosunku rowerzystów do pieszych i samochodów, i odwrotnie. Zawsze jednak prawo jest po stronie rowerzystów, bo, jak to inaczej powiedzieć, piszą to zatwardziali rowerzyści. Jedni to fanatycy, traktujący rower jak bóstwo, inni to maniacy, a jeszcze inni to twardziele, którzy uważają, że rower i pociąg im zupełnie wystarcza za środek transportu. Pozostałe typy rowerzystów nie udzielają się na portalach, typu gazeta.pl czy inne wp.
Jak wspomniałem, rower zawsze jest „cacy”, a wszyscy inni wokół – „bad motherfucker” ;] życie. Jakby tego było mało, pod te wyżej wymienione typy rowerzystów podpinają się jeszcze jakieś masy krytyczne, stowarzyszenia „uwolnij pedały” i inne takie. I cóż oni piszą? A no to samo, co indywidualni fanatycy: „Cacy, Cacy” a inni „motherfucker”.
Zero empatii, zrozumienia, czy innego braterstwa narodowościowego. Polak polakowi wilkiem, a rowerzysta szprychą w oku kierowcy. No ludu kochany, normalnie was pieprznęło coś ciężkiego. Jak można dążyć do Holandii, wymyślają, kombinując, utrudniając, byle rower i rower. Ja doskonale rozumiem, ścieżki rowerowe – bardzo chętnie, kotrapasy – naturalnie, inne zmiany mające na celu usprawnić komunikację rowerowa – oczywiście ale w ramach rozsądku.
A tu nie, takiego wała, rower ponad wszystko, a reszta mnie nie interesuje. Ja wiem, że bycie rowerzysta nie jest w tym kraju łatwo, ale nie zapominajmy, że piesi nie mają łatwo, motocykliści, kierowcy samochodów. Każdy tam na górze piramidy, w miarę możliwości (to znaczy, Ci co chcą coś robić dla społeczeństwa) myślą, jak tu każdemu dogodzić, poprawić. Inni myślą jak tu każdemu dowalić i napsuć krwi. Niestety, bez solidarności ludzkiej nic się nie zmieni, bez empatii do drugiego. Możemy narzekać na dziurawe drogi, na dziurawe ścieżki rowerowe, których wciąż mało, ale jak ludzie się za siebie nie wezmą, to i tak dupa blada z tego będzie.
Pamiętajmy, że punkt siedzenia wyznacza punkt widzenia, czyli w skrócie i obrazowo: na czym dupa siedzi, tyle człowiek widzi. Nic więcej. Niestety. Jak ktoś przesiądzie się z samochodu na rower, to mu samochodu będą zawadzać, jak z motoru na samochód to motory…i tak w kółko Macieju do wyrzygania.
Dopóki się ludzka mentalność nie zmieni, to dalej na drogach będzie Sajgon, a nie Holandia.
Fanatycy buntują się innym formom transportu, kochają tylko swoją, wielbią ją i uważają ją za jedynie słuszną. To następnie budzi fale złości u innych fanatyków innych form transportu, a to z kolei zaognia się tworząc bombę atomową, która często wybucha gdzieś na drogach.
Ja lubię rower, kocham samochody i uwielbiam motocykle. Czasem mi się zdarzy i pieszo iść. I ja rozumiem innych, może dlatego, że poruszam się wszystkim czym można. Często ułatwiam innym, gdy widzę, że są w lepszej pozycji. I jest ok. Zawsze znajdzie się ktoś, kto „wie lepiej” i napsuje krwi, ale to mądrzy inaczej, bo nazwać tego innymi słowy nie można.
Uważam, że na drogach wszystkie formy transportu mogą istnieć jednocześnie. Trzeba tylko chcieć. Osobiście nie wyobrażam sobie miasta bez samochodu, motocykla i roweru.
Jestem Fanem, nie Fanatykiem;)